Nowy Jork
- activemadness
- 27 kwi 2017
- 11 minut(y) czytania
Nowy Jork - metropolia na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych zwana niegdyś Nowym Amsterdamem, leży nad samym Oceanem Atlantyckim, jednak zupełnie nie odczuwa się tutaj nadmorskiego klimatu – przynajmniej wiosną. Kto z nas nigdy nie słyszał o tym mieście? Chyba nie ma takiej osoby. Tyle filmów, seriali, piosenek, książek. Każdy z nas ma o tym mieście jakieś wyobrażenia, dla dużej części jest podróżniczym marzeniem. Ileż to razy dzięki srebrnemu ekranowi przemierzaliśmy go razem z bohaterami, spacerując pośród drapaczy chmur, gubiąc się w Central Parku czy popijając kawę w jednej z setek kawiarni. A jaki dla nas okazał się Nowy Jork? Czy naprawdę jest jak z filmu?
Nasze pierwsze wrażenia to te z płyty lotniska JFK. Widzimy majaczący w oddali, rozświetlony Manhattan, można spokojnie rozpoznać górujący Empire State Building. Fantastyczny widok! Z lotniska do NYC można dostać się na kilka sposobów. Najtańszym jest udanie się sterowaną komputerowo kolejką do jednej ze stacji metra. Kolejka jest zupełnie darmowa i jeździ w kółko po wszystkich terminalach (samoloty naszego rodzimego LOT-u lądują na Terminalu 7). Metro natomiast kosztuje $2,75 – to przy założeniu, że od razu wykupimy żółtą Metro Card – stała bezzwrotna opłata za nią to $1, możemy ją doładowywać kwotami od $5-$100 (przy czym muszą to być pełne wyszczególnione w maszynie biletowej kwoty: $5, $10, $20, $50, $100 - uwaga, złośliwa maszyna wydaje maksymalnie $9!). Pojedynczy bilety kosztuje $3. Mamy jeszcze możliwość wykupienia karty przejazdowej no limit na 7 dni za $33. Jeśli ktoś zatrzymuje się na dłużej warto się zaopatrzyć w taką kartę. Również jeśli mamy zamiar wchodzić do muzeów oraz odwiedzać popularne atrakcje turystyczne warto kupić City Card. Najwygodniejszą formą transportu, jednak dość drogą, jest słynna żółta taksówka. Przykładowa cena: JFK – Williamsburg (dzielnica Brooklynu) to koszt $50. Nasza nieodparta chęć przejechania się TĄ żółtą taksówką zaważyła nad wyborem odpowiedniego środka transportu.

Od czego zacząć zwiedzanie NYC? Oczywiście od Manhattanu! Można do niego dojechać dużą ilością linii metra z każdej dzielnicy, my natomiast polecamy pochodzić pieszo. Wieczorny ból nóg jest tego warty! Manhattan to serce Wielkiego Jabłka, totalny tygiel kultur, smaków i dźwięków. Jest głośny, brudny a jednocześnie fascynujący. To tutaj pośród biegających szczurów (tak, macie to jak w banku, że w nocy jakiegoś spotkacie) i śpiących na kartonach bezdomnych pośpiesznie przemieszczają się ubrani w najdroższe garnitury pracownicy nowojorskich instytucji finansowych trzymających w ręku kubek z kawą ze Starbucks. Te kontrasty są niesamowite. Imponujące szklano-stalowe wieżowce Financial District, horrendalnie drogie samochody, a z drugiej strony morze kloszardów, stojące przy ulicy pełne worki na śmieci oraz bijący od nich fetor.

Żeby dostać się na Dolny Manhattan, postanowiliśmy zrezygnować z metra i przejść się pieszo. Udaliśmy się w stronę Mostu Brooklyńskiego i mieliśmy sporo szczęścia. Normalnie ten most jest dosłownie oblegany przez turystów nawet poza szczytem sezonu, jednak my byliśmy na nim bardzo wcześnie – każdy kto przeżył jet lag, wie, że nie pozwala on na zbyt długie spanie w tamtej części świata. Brak turystów dał nam szansę na swobodne robienie zdjęć i podziwianie widoków bez przepychanek z wszędobylskimi Chińczykami. Z tego mostu najlepszy widok mamy na Dolny Manhattan. Zdecydowaliśmy, że cypel będziemy zwiedzać od strony południowej, czyli miejsca, gdzie znajduje się najsłynniejsza ulica finansowa Wall Street. To w okolicy tej ulicy znajdują się wszystkie najważniejsze instytucje finansowe w Stanach Zjednoczonych, w tym nowojorska giełda. Ze względów bezpieczeństwa wstęp do niej jest zabroniony. Nieopodal znajduje się posąg słynnego byka - Charging Bull – rzeźba została postawiona nielegalnie przez jej twórcę Arturo Di Modica i miała symbolizować szybkie uporanie się ze skutkami kryzysu giełdowego z 1987 roku. Ciężko zrobić bykowi zdjęcie ponieważ cały czas stoją przy nim chińskie wycieczki, które bardzo wzięły sobie do serca legendę, zgodnie z którą przytrzymanie byka za genitalia ma przynieść sukces finansowy. Wzmożonych ruch w tej okolicy powoduje również bliskość portu, z którego odchodzą statki wycieczkowe na Statuę Wolności oraz promy na Staten Island. Statua Wolności nas osobiście rozczarowała, jest dużo mniejsza niż na filmach. Postanowiliśmy nie wydawać sporej kwoty za możliwość jej zwiedzania, fajną alternatywą dla jej zobaczenia jest skorzystanie ze Staten Island Ferry, który jest zupełnie darmowy i kursuje co pół godziny z Whitehall Terminal. Podczas 25 minutowego rejsu możemy podziwiać Financial District z innej strony oraz przepływamy dość blisko samej Statui, co pozwoli nam zrobić trochę zdjęć. Staten Island niestety nie ma zbyt wiele do zaoferowania, dlatego od razu możemy się udać w podróż powrotną. Wycieczka promem jest zdecydowanie jedną z najfajniejszych darmowych atrakcji w NYC. Prom jest olbrzymi – ma trzy pokłady, dwa z nich oferują możliwość wyjścia na zewnątrz i możliwość robienia zdjęć bez szyby. Jeśli komuś zrobi się chłodno – a wieje strasznie- można spokojnie usiąść w osłoniętej części i podziwiać widoki zza okien. Przemieszczając się z okolic Wall Street w stronę Midtown mijamy urocze kościoły ukryte pośród drapaczy chmur – Manhattan jest niesamowicie zróżnicowany również pod względem architektury, mamy olbrzymie wieżowe, stare kamieniczki, piękne kościoły oraz ogrom przemysłowej zabudowy. Następnie mijamy memoriał WTC – dwa olbrzymie wodospady upamiętniające osoby tragedii z 2001 roku robią piorunujące wrażenie. Spływająca w głąb woda tworzy ciekawy nastrój, a same baseny symbolizują pustkę, która pozostała po bliźniaczych wieżach.








Pnąc się dalej w górę dochodzimy do barwnego Chinatown. Tutaj przy Manhattan Bridge znajduje się świątynia Mahayana z największym posągiem Buddy siedzącym na kwiecie lotosu w Nowym Jorku. Chinatown koniecznie odwiedzajcie głodni! Jest dosłownie milion możliwości zjedzenia czegoś fantastycznego (na samym końcu tekstu słów kilka o oznaczeniach nowojorskiego sanepidu). Wszystkie azjatyckie kuchnie przeplatają się tutaj pośród ulic – zejdźcie z głównych szlaków, zgubcie się w tej dzielnicy. Dostaniecie czego tylko zapragniecie, od najlepszego ramenu, sushi, dim sumu poprzez wszystko inne, co proponuje nam azjatycka kuchnia. Dla fanów kuchni tajskiej polecamy – Lan Larb, mają fantastyczne curry. Spacerowanie bocznymi przecznicami pozwoli nam na znalezienie ciekawych prezentów, jak i również tańszej niż w Uptown tandety. Chinatown przeplata się z Soho i Little Italy – tam znajduje się najstarsza w Stanach pizzeria – Lombardie’s Pizza (jest to pizza w stylu amerykańskim i może nie zasmakować wielbicielom neapolitańskiej, za to godne polecenia są piwa z lokalnego browaru). Warto mieć przy sobie więcej gotówki, większość restauracji nie przyjmuje płatności kartą. Dla wielbicieli schodów przeciwpożarowych znajdujących się na prawie każdym budynku, jest to najlepsza okolica.



Dalej proponujemy udać się w stronę Tribeca oraz Chelsea, gdzie znajduje się mnóstwo galerii. Chelsea jest ostatnio coraz bardziej popularna dzięki dwóm świeżym atrakcjom. Pierwsza z nich to Chelsea Market – taka rozbudowana warszawska Hala Koszyki. Fantastyczne miejsce na zakup oryginalnych prezentów i pamiątek z NYC oraz spróbowania wszelakiej kuchni, w szczególności tej nowojorskiej: boskie bajgle, prawdziwe pastrami, smaki Japonii, Izraela i Tajlandii. Na deser koniecznie włoskie lody lub cheesecake! Fajnym pomysłem jest wzięcie jedzenia na wynos i udanie się na swoisty piknik do drugiej z atrakcji znajdującej się tuż przy Chelsea Market – High Line Park. Jest to park powstały w miejscu starej linii metra mierzący nieco ponad 2 kilometry długości. Bardzo ciekawy koncept i świetnie zaaranżowana przestrzeń. Mamy możliwość podziwiania nowojorskiej architektury z trochę innej perspektywy, bo znajdujemy się parę ładnych metrów nad ziemią. Idąc w stronę Hudson Yard mamy możliwość podejścia do przycumowanego lotniskowca – gratka dla fanów marynarki wojennej – statek jest otwarty dla zwiedzających.


Stąd mamy już niedaleko do najsłynniejszej chyba części Wielkiego Jabłka - Midtown. To tutaj na skrzyżowaniu 5th Avenue z 34th Street znajduje się Empire State Buildning. Sam budynek w ciągu dnia nie zrobił na nas wrażenia, jeśli chodzi o estetykę – już lepiej się prezentuje nasz Pałac Kultury i Nauki w Warszawie, za to jego ogrom przytłacza. Nie jest to najwyższy budynek w NYC, jednak uświadamia nam jacy malutcy jesteśmy. Dużo lepiej prezentuje się pobliski Chrysler Building w stylu art déco, przyjrzyjcie się jego detalom są fantastyczne. Wejdźcie do lobby – znajduje się tam fresk obrazujący samoloty, budynki oraz sceny z taśmy montażowej Chryslera. Będąc w okolicy Chryslera warto odwiedzić Grand Central – największy dworzec kolejowy pod względem liczby peronów na świecie – ma ich aż 44. W tej części Manhattanu znajduje się również słynny Time Square. Nam nie przypadł szczególnie do gustu za pierwszym razem, przypominał powiększony parokrotnie Piccadilly Circus w Londynie, zdecydowanie lepsze wrażenie zrobił na nas gdy odwiedziliśmy go po raz drugi - tym razem po zmroku, na słynnych schodach ciężko znaleźć sobie miejsce. Jeśli będziemy mieć ochotę na małe zakupy należy wstąpić do Macy’s, znajdziemy tam produkty wszystkich sławnych marek po atrakcyjnych cenach, między innymi torebki Michaela Korsa, trampki Converse czy sukienki od Ralpha Laurena. My zawędrowaliśmy tam z zupełnie innego powodu, chcieliśmy się przejechać najstarszymi schodami ruchomymi na świecie, są one drewniane i nadal funkcjonują. Przez zupełny przypadek opróżniliśmy też troszkę nasze karty kredytowe – dobra rada: rozmawiajcie ze sprzedawcami, w sumie nie jest to tutaj zbyt trudne, ludzie są bardzo otwarci i opowiedzą Ci historię swojego życia, jeśli tylko zechcesz jej wysłuchać, mały small talk może pomóc w zdobyciu zniżki - nam udało się otrzymać 25% pracowniczej zniżki po jednej z pogaduszek. W Midtown znajduje się również siedziba MOMA – Museum of Modern Art. Odradzamy zwiedzanie podczas bezpłatnego wejścia (piątki 16-20). W budynku panuje wtedy niesamowity tłok i chaos. Kolejki do szatni (obowiązkowa jeśli mamy plecak) oraz do wejścia są olbrzymie. Spacerując po Midtown nie ominiecie Broadwayu, jeśli się Wam uda możecie zdobyć tanie bilety na jeden ze spektakli.
Po intensywnym dniu warto zrelaksować się w Central Parku. Ta ogromna przestrzeń w samym sercu wielkiego miasta jest świetną odskocznią od zgiełku i hałasu. Owszem rzesze ludzi przemierzają Central Park, jednak można też znaleźć bardziej odosobnione miejsca. Ludzie rozkładają się na trawnikach, olbrzymich głazach lub ławkach. Fajnym pomysłem jest wynajęcie łódki ($15 za godzinę) w The Loeb Boathouse Boat Rental, jeśli boimy się pływać możemy posterować niewielką żaglówką z brzegu przy mniejszym jeziorku nieopodal. Roi się też od biegaczy, którzy szczególnie upodobali sobie jezioro Jacqueline Kennedy Onassis – można tam biegać tylko w jednym kierunku ze względów bezpieczeństwa. Dla fanów Alicji w Krainie Czarów polecamy odwiedzenie jej pomnika – jest bardzo ciekawy. Wielbiciele Johna Lenona mogą pospacerować po Strawberry Fields w towarzystwie Yoko Ono, która oprowadzi nas za pomocą specjalnej aplikacji. W Central Parku można stracić wiele godzin spacerując lub karmiąc wiewiórki (jest ich cały ogrom!).











Jeśli nadal nie mamy dość muzeów możemy odbić z Central Parku ku Piątej Alei, gdzie znajduje się Muzeum Guggenheima. Warto je zobaczyć choćby tylko z zewnątrz ze względu na ciekawą bryłę (wejście za tak zwane donation – czyli płacisz ile chcesz, jest możliwe w soboty od 17:45-19:45 - dzikie tłumy).
Kolejną atrakcją, która bardzo przypadła nam do gustu jest kolejka linowa - Roosevelt Island Tramway (60th Street/2nd Ave) nad East River prowadząca na wyspę Roosevelta. Kosztuje tyle co przejazd metrem: $2,75. Jazda trwa kilka minut, jednak widoki są cudowne. Z wyspy Roosevelta możemy wrócić metrem lub raz jeszcze użyć kolejki.


Nie mieliśmy szczęścia do NBA – New York Knicks odpadli jeszcze w play offach, dlatego postanowiliśmy obejrzeć inny uwielbiany przez Amerykanów sport – baseball. Szczerze powiedziawszy nie mieliśmy o tej grze zbyt dużego pojęcia, może tyle co z kreskówki o Ludwiczku. Udało nam się kupić bilety za $5 dolarów (cena obniżona z $30 za opłatę kartą MasterCard – jeden ze sponsorów drużyny). Stadion New York Yankees znajduje się na Bronxie i jest olbrzymi! Przed meczem można się zaopatrzyć w te oryginalne i mniej oryginalne gadżety sygnowane logo drużyny. Piwo oraz przekąski na stadionie nie należą do tanich. To co nas zdziwiło to fakt, że ludzie zamiast oglądać mecz bardziej byli zainteresowani swoimi telefonami. Odrywali od nich nos tylko w krótkich przerwach, podczas których jedną z atrakcji była kisscamera. Sam baseball nadal wydaje nam się mało intrygująca grą, jednak uważamy, że pójście na mecz było dobrą decyzją i ciekawym przeżyciem.

Wreszcie czas na Brooklyn! Połączony ze stałym lądem kilkoma mostami, w tym trzema najsłynniejszymi: Brooklyńskim, Manhattańskim i Williamsburskim. Każdy warty odwiedzenia. Zdjęcia ze strony Brooklynu z mostem Manhattańskim i Empire State Building są już ikoną. Williamsburg jest obecnie bardzo modną dzielnicą, wręcz hipsterską, gdzie znajdziemy wiele ciekawych restauracji oraz barów. Gdy zagłębimy się bardziej dotrzemy do Prospect Park mniejszej kopii Central Parku, zaprojektowanego przez te same osoby. Przy Prospect Park znajduje się brooklyńskie muzeum oraz brooklyński ogród botaniczny (darmowe wejście we wtorki oraz soboty 10-12 – za wyjątkiem świąt). Udając się w stronę Soldiers' and Sailors' Arch ciekawego łuku triumfalnego dedykowanego Armii Unii z czasów wojny secesyjnej dotrzemy na Vanderbilt Avenue, gdzie znajduje się wiele fajnych restauracji oraz kawiarni. Szczególnie polecamy Little Cupcake Bakeshop z fantastycznymi cupcakes, nagradzanym wielokrotnie tortem czekoladowym Brooklyn Blackout (niebo w gębie!) i przepyszną kawą. Poruszając się dalej w stronę północną mijamy przepiękne zabytkowe kamienice ze stylowymi schodami. Ciekawym miejscem na Broklynie jest Coney Island. Znajduje się tam olbrzymia piaszczysta plaża, deptak, akwarium morskie oraz lunapark z rollercoasterami. Dla żądnych emocji polecamy przejażdżkę Thunderbolt ($10). Przed przyjazdem warto sprawdzić czy interesująca nas atrakcja jest otwarta – dni są dość losowe. W okolicy znajduje się kilka sklepików z fajnymi pamiątkami nawiązującymi do Coney Island oraz Brooklynu (koszuli, torby, kubki – zupełnie inne niż chińsko-hinduska tandeta). Przy lunaparku możemy zjeść najsłynniejsze hot dogi od Nathan’s – zdecydowanie są najbardziej znane, jednak ich smak już rozczarowuje – dużo lepsze jedliśmy w pierwszej lepszej budce w Waszyngtonie. Lepiej nie spoglądajcie na kalorie wypisane na tablicy.









Skąd roztacza się najpiękniejszy widok na NYC? Każdy ma pewnie swoich ulubieńców. My polecamy mosty, nadbrzeżne parki Brooklynu oraz tarasy widokowe.
Trzy najsłynniejsze to:
1) One World Observatory – najwyższy taras widokowy, znajdujący się w Financial District. Jego minusem jest spora odległość od Midtown
2) Empire State Building – najsłynniejszy, jednak... Podziwiając panoramę z Empire nie możemy podziwiać tego budynku.
3) Top of the Rock w Rockefeller Centre – moim zdaniem najlepszy. Znajduje się w Midtown, jest najbliżej Central Parku, więc możemy podziwiać i Central Park i Empire State Building. Minusem tego tarasu widokowego jest kiepski widok na Chrysler Building, który prawie cały zasłonięty jest przez biurowiec Metlife. Fajnie wyjechać przed zachodem słońca, co pozwoli nam podziwiać budynki w blasku zachodzącego słońca oraz rozświetlone po zmroku. Podczas naszego pobytu słońce zachodziło po 19:30, mieliśmy bilety na 18:55, warto przyjść kilka minut wcześniej, ponieważ musimy odstać swoje w kolejce do kontroli, a następnie w kolejce do wind. Winda wyjeżdżająca na górę robi wrażenie, posiada przeszklony sufit przez który możemy oglądać animacje świetlne wyświetlane w szybie – jeśli chcecie to uwiecznić zróbcie to teraz, windy zwożące odwiedzających na dół nie oferują już tej atrakcji. Na taras zarezerwujcie sobie trochę czasu – my spędziliśmy tam około 1,5 godziny. Bilet kosztuje $34 – kupowaliśmy jeszcze w Polsce, plusem jest to, że przy złej pogodzie możemy wymienić bilet na jakiś inny termin.




Ciekawostki:
- kontrole: przed wejściem do każdego muzeum, atrakcji, stadionu etc. czeka nas kontrola, czasem tylko zajrzą nam do rzeczy, a czasem prześwietlą, lepiej nie nosić nic, czego nie przepuszcza kontrola lotniskowa, nie licząc wody, ułatwi nam to życie i przyspieszy proces kontroli
- tax – coś, na co należy zwracać uwagę, ceny w sklepach podawane są bez lokalnego podatku, co oznacza, że przy kasie zapłacicie więcej, gdyż zostanie on doliczony do rachunku, dotyczy to również restauracji oraz kawiarni
- restauracje: każdy punkt z jedzeniem w Nowym Jorku jest oznakowany przez tutejszy Sanepid literkami od A do D, przy czym A oznacza najlepszą jakość i świeżość produktów, B – już troszkę gorszą, C – to ryzyko, natomiast w D już byśmy się zjeść nie odważyli, tak naprawdę korzystaliśmy tylko z tych oznaczonych jako A, a poniżej B nie spotkaliśmy nic. Należy uważać na Pending, ponieważ nie wiadomo czy restauracja jest nowa i czeka na ocenę, czy się z oceną nie zgodziła i czeka na ponowną kontrolę. Oceny wiszą zawsze przy wejściu w widocznym miejscu

- toalety w Stanach: nie wiem czy to ze względów bezpieczeństwa, czy panuje jakaś zbiorowa klaustrofobia, ale wszystkie kabiny mają szpary, i to na tyle duże, że spokojnie widzimy co robi osoba znajdująca się w środku; moim zdaniem liczba publicznych toalet jest spora – znajdują się w parkach oraz koło atrakcji turystycznych, wszystkie są darmowe i nie spotkałam się z tym, aby brakowało mydła, czy papieru
- niechlujstwo: taka ilość śmieci, wykładanie nóg na każdym możliwym krześle, to coś co nas trochę przeraziło
- Coca-cola jest lepsza w smaku, szczególnie cherry, McDonald’s jak wszędzie, a ceny zupełnie nieadekwatne (jeśli kupujemy samą kanapkę) – nie mogliśmy sobie odmówić spróbowania Big Maca
- najbardziej opłaca się kupować tygodniowy bilet na metro, jeśli zostajemy na dłużej lub chcemy zaoszczędzić czas
- jeśli planujemy intensywne zwiedzanie muzeów i innych atrakcji najlepiej kupić NYC City Card
- większość rzeczy sprzedawanych jest w dużych opakowaniach, piwo w sklepie dostępne jest głównie w sześciopaku (cena ok $15, natomiast zakup pojedynczej butelki to $8-$10, butelki są po 0,335 ml)
- pamiętajmy o przełączce, wtyczka jest inna niż w Polsce
- system metryczny jest inny, jeśli planujemy jazdę autem lepiej zapoznajmy się z przelicznikiem mil na kilometry
- do restauracji są kolejki, szczególnie wieczorami oraz w weekendy, podchodzimy do wejścia, zapisujemy się na specjalnej liście podając imię oraz liczbę osób i po jakimś czasie, gdy zwolni się miejsce zostajemy zaproszeni do środka, do słynniejszych restauracji obowiązuje rezerwacja, którą najlepiej zrobić ze sporym wyprzedzeniem
- my czuliśmy się przez cały czas bardzo bezpiecznie, jednak nie chodziliśmy po obrzeżach po zmroku, gdzie podobno lepiej się nie zapuszczać, jak zawsze należy pilnować swoich rzeczy i nie kusić losu
- siatka metra jest bardzo dobra, trzeba jednak uważać na „znikające linie metra”, oznacza to, że wieczorami oraz w weekendy pewne linie nie kursują – w zastępstwie możemy wtedy podjechać specjalnymi autobusami, mistrzem w tej dziedzinie jest linia M
- najlepiej wyposażyć się w gotówkę, w większości miejsc inna forma płatności nie jest akceptowana, a za wypłatę z bankomatu pobierana jest prowizja, pieniądze najlepiej mieć w nominałach do $20, niestety mało które miejsce przyjmuje większe nominały, płacąc nimi na pewno narazimy się na wściekłe spojrzenia ekspedientów oraz kilkukrotne sprawdzanie oryginalności zielonego papierka
- na zielone światło w NYC czekają tylko turyści, jeśli tylko żadne auto nie nadjeżdża można spokojnie przejść przez ulicę nawet jeśli obok znajduje się policja
- takie miejsca jak parki oraz muzea najlepiej odwiedzać poza weekendem oraz unikać darmowego wstępu, chyba, że lubimy tłumy albo robimy wyjazd bardzo budżetowo
Comments